"Five Broken Blades" - Mai Corland



Ostatnim czasem mocno wkręciłam się w brutalną fantastykę, taką w której nie brakuje rozlewu krwi, język jest ostry i zdecydowanie brakuje moralności i sumienia u bohaterów. Tym razem wybór padł na książkę "Five Broken Blades" Mai Corland i muszę przyznać, że już od pierwszych stron dużo się dzieje, a akcja zdecydowanie jest z przytupem. 

Niewątpliwie świetnym atutem powieści jest ostrzeżenie zamieszczone na początku książki, które mówi czytelnikowi o tym, że nie jest to opowieść łagodna, a brutalna, drastyczna i kontrowersyjna. Dobre rozwiązanie, bo jednak patrząc na okładkę, zachęca do sięgnięcia po książkę, ale jeśli ktoś nastawi się na delikatną fantastykę, to mocno się zdziwi. Przyznać muszę, że w książce nie brakuje dramatycznych scen, w zasadzie tak jak już wspominałam, od samego początku dzieje się i brniemy przez fabułę z coraz to mocniejszą akcją, czytamy o kolejnych morderstwach, wykorzystywaniu seksualnym, zarabianiu jako kurtyzany, odbieraniu dzieci rodzicom itp. drastycznych i przede wszystkim ciężkich tematach. Do tego nie brakuje tutaj scen gwałtu, zniewolenia czy też ukazywania przymusów i wykonywania zleceń wbrew własnej woli. Sięgając po tę książkę, należy nastawić się psychicznie na dość wymagającą i trudną w odbiorze powieść, jeśli ktoś jest wrażliwy, to zdecydowanie powinien ją omijać. Jest to jedna z najbardziej brutalnych powieści, które miałam okazję przeczytać i przyznać muszę, że momentami ilość przemocy mnie przytłaczała, chociaż ostatnim czasem chętnie sięgam po mroczną fantastykę.

W książce poznajemy trzech bohaterów: Royo, śmiertelnie groźnego zabójcę, którego można wynająć za odpowiednią sumę, Sorę, zabójczynię niewolnicę, która wykorzystuje wszelakie trucizny w swoich poczynaniach, Euyna, księcia na wygnaniu, który chowa się od trzech lat, próbując uniknąć śmierci, Mikaila, królewskiego arcyszpiega oraz Aeri, złodziejkę, która potrafi niepostrzeżenie ukraść wszystko. Przyznać trzeba, że jest z nich niezła zgraja i mieszanka wybuchowa, a to co ich łączy, to jeden cel, król Joon. Podoba mi się, że pomimo przedstawienia bohaterów jako śmiertelnie niebezpiecznych, są oni świadomi swojej śmiertelności i kruchości życia, i mimo wszystko nie są zobrazowani jako niezwyciężeni. Na plus zasługuje również kreacja ich podejścia do śmierci, ukazanie że wykonują swoje zadania bez zatracania siebie i zachwytu nad odbieraniem życia, no może z małym wyjątkiem. Autorka starała się pokazać, że bohaterowie zmuszeni są do niegodziwych poczynań tylko po to, aby przetrwać w brutalnym świecie. Po prostu życie zmusza ich do pewnych zachowań. Losy głównych bohaterów, których jest tak wielu, poznajemy w osobnych rozdziałach. Każdy z nich zatytułowany jest imieniem danego bohatera oraz miejscem, w którym obecnie się znajduje. Ich losy oczywiście w pewnym momencie zazębiają się, a my mamy możliwość zobaczyć wydarzenia różnymi oczami, a jak wiadomo z racji różnych charakterów, też z innej perspektywy. 
Świetnym zabiegiem jest umiejscowienie głównego miejsca wydarzeń pod imieniem bohatera, aby było nam czytelnikom łatwiej zobrazować sobie utworzony przez autorkę świat. Między bohaterami zdecydowanie widać duży kontrast. W zasadzie każdy z nich jest specyficzny, dla mnie to ludzie, których nie da się polubić, pustelnicy żyjący sami ze sobą. Nie zapałałam jakąś szczególną sympatią do któregokolwiek z nich. Obrazują osoby, które nie doświadczyły w życiu dobroci oraz miłości, przez co doceniają choćby najdrobniejszy gest związany z okazaniem uczuć czy zwykłym przytuleniem, ale jednocześnie bronią się przed przywiązaniem, bo wiedzą, że jest ono zazwyczaj zgubą. Przyznać muszę, że z bohaterów najbardziej zaintrygowała mnie postać Aeri, była nieprzewidywalna, udawała gadatliwą lalkę, a jednak biła od niej pewna tajemniczość i niewiadoma. Zdecydowanie nadała smaczku całej historii swoją postawą. Natomiast rozdziały, w których główną rolę odgrywał Euyn niesamowicie mnie męczyły. 

Większa część fabuły skupia na podróży głównych bohaterów oraz śmierci. Sięgając po powieść, myślałam, że będzie w niej spora ilość wątków fantastycznych i dość mocno się zdziwiłam. Blurb sugerował, że będą tu śmiertelnie niebezpieczni bohaterowie oraz król-bóg i sądziłam, że skoro będzie król-bóg, to bohaterowie będą mieli jakieś super zdolności. Nie rozczarowałam się jednak, bo pomimo tego, że nie ma tu za wiele fantastyki, takiej ilości do jakiej jestem przyzwyczajona, bo tak naprawdę przez ponad połowę książki nie ma z nią nic wspólnego, a główny element fantasy to nieśmiertelność za sprawą boskiej korony i boskie artefakty, to nie rozczarowałam się i śmiało mogę stwierdzić, że fabuła jest bardzo ciekawa. Z pewnością jednak nie jest to literatura młodzieżowa, według mnie skierowania jest do osób w wieku 18+. 
Bohaterowie poznani w powieści podróżując  napotykają na swojej drodze wiele niebezpieczeństw. Śledząc ich losy czekamy na moment, kiedy się spotkają oraz towarzyszy nam niepewność o ich przyszłość. Cały czas towarzyszyły mi pytania "Czy uda się im dotrzeć do celu oraz jak potoczy się ich misja?".
Ciekawym i oryginalnym elementem jest wprowadzenie motywu samroków, czyli wielkich i mięsożernych ptaków. Jeśli zaś chodzi o pomiar czasu, to książkę wyróżnia używanie przez bohaterów określenia "dzwony" zamiast godzin.

Co do samego pióra autorki, to definitywnie stwierdzam, że potrafi bardzo dobrze oddać sceny walki, a także emocje odczuwane przez bohaterów. W książce znajdziemy bardzo dużo wulgaryzmów, nie wiem czy to kwestia tłumaczenia czy pierwotna wersja też ma w sobie ich tak wiele, ale jak dla mnie momentami było tego za dużo. I oczywiście rozumiem zamysł autorki, że chciała oddać klimat przedstawionego świata, trochę barbarzyńskie zachowania i problemy emocjonalne bohaterów, których nie potrafili wyrazić inaczej niż przekleństwem, ale mimo wszystko były takie chwile, że nadmiar wulgarnego języka przytłaczał mnie. Lubię powieści, w których akcja brnie do przodu, sporo się dzieje i zdecydowanie Mai Corland zapewnia to wszystko, jednak ma tendencję do rozwlekania opisów czy wewnętrznych monologów bohaterów, przez co nieco zatracane jest tempo.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wykreowany świat jest oryginalny, a autorka świetnie oddaje jego klimat. Sama fabuła jest wyjątkowa i inna niż dotychczas mi znane. Plusem jest śmiałość autorki do zastosowania takiej brutalności w powieści oraz wulgarnego języka, choć momentami ilość może przytłoczyć. Zakończenie jakie funduje nam tutaj Mai Corland zdecydowanie wgniata w fotel. Nie spodziewałam się tak emocjonującego obrotu spraw. Intrygi i kłamstwa, jakie mamy okazję tutaj poznać to zdecydowanie coś wspaniałego. Świetnym elementem książki jest zaczerpnięcie wątków z legen oraz mitologii koreańskiej. Zabrakło mi jednak związania emocjonalnego z bohaterami, tak jak już pisałam, dlatego też nie do końca wczułam się w całą historię. 
"Five Broken Blades" to naprawdę dobra książka, po którą warto sięgnąć, jednak należy nastawić się na ostry język i drastyczne sceny, zanim zajrzy się do środka. Idealnym zwieńczeniem całej powieści jest przepiękne wydanie z barwionymi brzegami, które zdecydowanie robi wrażenie.


Książka recenzowana w ramach współpracy z wydawnictwem 


    Blogger Komentarze
    Facebook Komentarze

0 komentarze:

Prześlij komentarz